Jestem matką, matką chrzestną! Nie tak dawno wzięłam

pod swoje skrzydła odpowiedzialność za pewnego małego aniołka. Nigdy dotąd nie miałam tak ważnej roli. Stałam się czymś więcej niż tylko świadkiem chrztu. Spadł

na mnie obowiązek wsparcia, pomocy rodzicom

w wychowaniu. Nie chodzi

o prezenty, nie chodzi o czyn.

Kiedy nie masz swoich dzieci to jest cudowne, bo rodzi się ktoś kto nadaje twojemu życiu więcej barw, ale kiedy na twojej drodze pojawiają się własne dzieci, rodzina bycie chrzestną/nym odchodzi na drugi plan. Nie poświęcasz tyle czasu i uwagi tej małej osobie gdyż masz swoje troski i problemy. Pojawiasz się na chrzcie i komunii, myślisz jeszcze tylko wesele i obowiązek spełniony. A to nie jest tak… Czemu wszyscy ludzie zapominają

o najmniejszych szczegółach? O zwykłej rozmowie, o zainteresowaniu.

Czy bycie chrzestnym to tylko 3 etapy dorastania wiążące się z wydatkami i tyle? Gdzie tu miłość, zaangażowanie?

Czy telefon tak wiele kosztuje, odwiedziny bolą?

Po tylu latach mam żal… chciałabym mieć chrzestnego który od czasu

do czasu zadzwoni i zapyta czy żyję. Chciałabym być w jego oczach dorosła. Chciałabym żeby dla niego bycie chrzestnym nie było tylko wydatkiem.

Obiecuję Ci mój aniołku że nigdy nie pozwolę podciąć Ci skrzydeł. Będę patrzeć jak rośniesz i łapiesz szczęście. Zawsze będę w twoim życiu choć

nie raz nie będziemy się zgadzać. Zawszę Cię obronię. Po prostu będę.

„Widzisz… to moja róża… jestem za nią odpowiedzialny! Biedactwo, jest taka słaba! I taka naiwna! Ma tylko te cztery marne kolce, żeby bronić się przed całym światem…”

cyt. Mały książę